wtorek, 29 stycznia 2013

[R] Zaliczyć czwórkę - Janet Evanovich



Istnieją takie cykle, które z tomu na tom nużą i zniechęcają do czytania i nie życzę nikomu zetknięcia się z takimi potworkami, lecz są też takie, które pochłania się jednym tchem. Siadamy do czytania i nagle spostrzegamy, że dotarliśmy do końca... Nie inaczej jest z serią o kobiecej łowczyni nagród.


Bestsellerowy cykl o Stephanie Plum bez chwili zastanowienia mogę zaliczyć do tej drugiej kategorii – jest lekki i przyjemny, po brzegi wypełniony żartami sytuacyjnymi. Należy jednak pamiętać o tym, że mamy do czynienia z kryminałem. Jeżeli połączyć wyżej wspomniane cechy w całość, to otrzymamy prawdziwy koktajl Mołotowa – dobra rozrywka gwarantowana! Szkoda tylko, że to "rozerwanie" trwa tak krótko – ledwo zaczynamy czytać i już po chwili przewracamy ostatnią kartkę z zaostrzonym apetytem na kolejny tom. Nie chodzi mi o to, że książki o łowczyni nagród są zbyt krótkie, nie... po prosto tak szybko się je czyta, ponieważ akcja wciąga już od pierwszej stronicy.

Janet Evanovich zyskała sławę w szerokim świecie właśnie dzięki wykreowaniu tak chaotycznej i nieobliczalnej postaci jak Stephanie Plum – głównej bohaterki obecnie najpopularniejszego cyklu książkowego na świecie.

Zaliczyć czwórkę jest czwartym tomem wyżej wspomnianej serii. Po raz kolejny wydawnictwo Fabryka Słów stanęło na wysokości zadania, biorąc pod uwagę fakt jakości wydania i polskiej korekty, którym nie mam nic do zarzucenia. Osoby, które znają poprzednie losy naszej łowczyni, dostaną to, do czego zdążyli się już przyzwyczaić, czyli: zintegrowaną okładkę, szycie kartek, grafikę okładkową utrzymaną w stylu podobnym do poprzedniczek. Książka pod względem wizualnym jest prawdziwą ucztą dla zmysłów.



Fabuła czwartego tomu skupia się na złapaniu jednego NS-a. Jest nim kobieta o przyjemnie brzmiącym nazwisku Maxine Nowicki. Jak to zwykle bywa, sprawa wydaje się błaha – ot zwykłe ujęcie i doprowadzenie bezbronnej kobiety przed wymiar sprawiedliwości. Jednak szybko się okazuje, że sprawa nie należy do tych najprostszych, ponieważ Maxine jest nieuchwytna. Umiejętność znikania/zapadania się pod ziemię opanowała do perfekcji. Sprawy nie ułatwia fakt, iż w okolicy giną ludzie, którzy mają powiązania z poszukiwanym NS-em. Maxine jest sprytna i bawi się w kotka i myszkę ze swoim chłopakiem (ukradła mu samochód i za to jest ścigana) zostawiając mu tajemne, zaszyfrowane liściki. Dość szybko wychodzi na jaw, że w pobliżu Stephanie jest ktoś znacznie groźniejszy niż rozgoryczona dziewczyna próbująca odegrać się na byłym kochanku. Czy i tym razem Plumka wyjdzie cało z grożącego jej niebezpieczeństwa? Czy złapie zbiega? Czy w końcu pocałuje Morelliego, a może dojdzie do czegoś więcej? Tego wszystkiego i jeszcze więcej dowiecie się sięgając po czwartą część serii przygód o kobiecej łowczyni nagród.

Autorka serii tym razem postanowiła po raz kolejny udziwnić i utrudnić życie Stephanie poprzez wprowadzenie kilku interesujących postaci i przedziwnych zwrotów akcji. Tak jakby jej życie nie było już dość pogmatwane, ale właśnie za to kochamy naszą Plumkę. Do wesołej gromadki bohaterów dołącza transwestyta-specjalista od szyfrów (mieszkający z przyjacielem homoseksualistą), który wraz z babcią Mazurową, Lulą – stukilową murzynką w różowej sukience oraz nierozgarniętą Stephanie Plum wyrusza na miasto w celu odnalezienia Maxine. Liczne eksplozje, ataki zazdrości, nietuzinkowy humor i walka z odwieczną rywalką głównej bohaterki nie raz mogą przyprawić o niekontrolowane wybuchy śmiechu. W moich oczach książka spełnia swoją rolę literatury rozrywkowej, jednakże jest w niej jeden element, który zaczyna mnie irytować... mianowicie, znajomości. Odniosłem wrażenie, że w Trenton, gdzie rozgrywa się akcja, znajdują się sami krewni Stephanie: a to kuzynka, a to kuzyn, wujek, ciocia i co dziwniejsze... niemalże każdy z rodziny pracuje w jakimś strategicznym miejscu, z którego można czerpać informacje. Na dłuższą metę jest to irytujące, jednak książka jest na tyle dobra, że da się to wybaczyć. Zaliczyć czwórkę w niczym nie ustępuje poprzedniczkom, ja się nie zawiodłem. Mam nadzieję, że Wam również lektura przypadnie do gustu.

Krystian "Anansi" Citowicki

Recenzja pierwotnie ukazała się na stronie: www.gildia.pl


Autor: Janet Evanovich
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Wydanie polskie: 10/2012
Tytuł oryginalny: Four to score
Liczba stron: 350
Format: 125 x 195 mm
Oprawa: miękka


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz