środa, 6 lutego 2013

[R] Ostatni Smokobójca - Jasper Fforde

Recenzja przedpremierowa


Czarodziejska moc istnieje od zarania dziejów. Czasami objawia się ona w większym natężeniu tylko po to, by za jakiś czas niemal zniknąć. Tak, magia to kapryśne i humorzaste stworzenie, które niejednokrotnie potrafi wymknąć się spod kontroli używającego jej czarodzieja. Właśnie dlatego, jeżeli widzicie maga rzucającego zaklęcie, odsuńcie się od niego na bezpieczną odległość. Chociaż i tak najlepszym rozwiązaniem może okazać się opuszczenie potencjalnie zagrożonego miejsca... Ta znana moc jest tylko niewinną zabawką w porównaniu ze Starą Magią – tak potężną i tajemniczą, że na samą myśl o tej pradawnej energii czarodzieje zaczynają odczuwać dyskomfort psychiczny. Boją się jej tak bardzo, że nawet nie chcą o niej opowiadać. Chociaż nie wiadomo do końca, czy to ze strachu, czy raczej z niewiedzy... Biorąc pod uwagę fakt, że tutejsi magowie przypominają tych ze znanego cyklu Świat Dysku, jestem skłonny stwierdzić, że raczej nic o niej nie wiedzą i w zasadzie da się im to wybaczyć, ponieważ są przezabawni i tak bardzo... wyjątkowi.

Autor Ostatniego Smokobójcy, Jasper Fforde, jest znanym brytyjskim powieściopisarzem, który specjalizuje się w swego rodzaju mieszankach literackich. Jego książki przeważnie są prawdziwym gatunkowym miszmaszem i podobnie jest w przypadku omawianej powieści, która aż kipi od fantastyki oprószonej słodkim jadem parodii. Wcześniejsze porównanie do cyklu Terry'ego Pratchetta nie jest bezpodstawne. Te dwa światy łączy, oprócz podobnie wykreowanych postaci magów, ten sam charakterystyczny angielski humor. Nic w tym dziwnego, w końcu obydwie serie zostały napisane przez brytyjskich autorów, którzy zajmują się między innymi tworzeniem parodii nawiązujących do fantastycznych uniwersów. Oprócz kilku podobieństw kulturowych w książce znajdują się też pewne elementy, które dość wyraźnie odróżniają świat wykreowany przez Fforde'a od tego wymyślonego przez Pratchetta. Mowa tutaj o czasie i miejscu, w których rozgrywa się akcja. W Świecie Dysku jest to typowy, aczkolwiek lekko udziwniony świat fantasy, natomiast w Ostatnim Smokobójcy wydarzenia zdają się rozgrywać w naszym świecie z pewną drobną różnicą – w znane realia została wpleciona nić magii, dzięki której możemy na leśnej polanie spotkać smoka oraz wiele innych wymyślnych kreatur.

Główną bohaterką powieści jest piętnastoletnia znajda Jennifer Strange. Aktualnie pełni ona funkcję kierownika magicznego biura Kazam, które za pomocą magii pomaga społeczeństwu. Tak oto dzwoniąc do wyżej wspomnianej firmy, można zamówić magów do przepędzenia kretów z ogródka, przetkania kanalizacji lub wymiany sieci elektrycznej. Ludzie dość chętnie proszą o wykwalifikowanych czarodziejów, ponieważ potrafią oni dokonać zadziwiających rzeczy bez zbędnych szkód (na przykład z zakresu spraw budowlanych – bez kucia ścian po to, by wymienić przewody). Jak można łatwo zauważyć, zarówno magia, jak i czarodzieje stoczyli się dość nisko. W dawnych czasach mało który mag zniżyłby się do wykonywania TAKICH czynności. Niestety nastały inne realia, czarodziejska moc osłabła i w dodatku ludzie wraz z królem wcale za nią nie przepadają. Tolerują ją tylko wtedy, gdy może się do czegoś przydać, chociaż wątpliwym jest, czy warto dalej używać magii – biurokracja utrudnia życie niejednemu czarodziejowi. Nie wszyscy mogą sobie ot tak rzucić zaklęcie. Każdy czar musi być dobrze wyważony i świetnie opanowany, ponieważ po zastosowaniu go należy wypełnić odpowiedni formularz w zależności od tego, jak wiele mocy się wykorzystało. Jeżeli ktoś o tym zapomni, wtedy nieszczęśnika czeka wyrok śmierci i zostaje spalony na stosie. Jennifer musi sobie poradzić z licznymi problemami – wciąż słabnącą mocą magocza, zniknięciem Zambiniego (poprzedniego szefa Kazam), ciągłym wypełnianiem papierków, opiekowaniem się humorzastymi magami i wprowadzeniem do firmy nowego znajdy, Krewetki Tygrysiej. Jednakże na pierwszy plan wysuwa się przepowiednia mówiąca o śmierci Ostatniego Smoka. W niedzielę. W południe. A tak się akurat składa, że nasza bohaterka odegra niezwykle ważną rolę związaną z zagładą smoka oraz z istotą Starej Magii. Problem w tym, że sama jeszcze nie wie, jak ma ugryźć tę sprawę.

Najnowszą powieść Jaspera Fforde'a czytało mi się niezwykle przyjemnie. Cieszył mnie fakt, że trzymam w dłoniach książkę brytyjskiego autora, który ma polskie korzenie (pisarz jest wnukiem Polaka). Powieść po brzegi wypełniona jest absurdem i niedorzecznością, którą tak bardzo kochamy w parodiach. Świetnie wykreowani bohaterowie i ich poczynania niejednokrotnie wywoływały u mnie salwy śmiechu. Większość koncepcji była wprost rewelacyjna, na przykład magiczny łoś, który pojawia się na terenie zamku Kazam w losowych miejscach i o różnych porach. Jest on iluzją niewiadomego pochodzenia, lecz to żadna ujma – rogacz pozostaje jednym ze smaczków, które dodają książce niesamowitej atmosfery. Ciekawym pomysłem okazał się też samosprzątający się pokój, który – jak sama nazwa wskazuje – po zaśmieceniu sam doprowadza się do ładu, ale trzeba uważać, aby się w nim nie przewrócić, ponieważ możemy nagle ocknąć się wyprasowani i poskładani w szafie. Do tego dochodzi opancerzony pojazd Ostatniego Smokobójcy (rolls-royce z kolcami), zdziecinniały król i Kwarkostwór – przesympatyczny potworek, który potrafi powiedzieć tylko i wyłącznie "kwark", natomiast jego zęby przegryzą niemalże każdy metal (który zresztą uwielbia). Ale trzeba uważać, gdyż niektóre blaszane wieczka mogą mu utknąć między zębami. Kwarkostwór jest moim ulubieńcem, który często przyprawiał mnie o spazmy śmiechu.

Powieść oceniam bardzo pozytywnie. Ze względu na zawartą w niej dużą dawkę humoru i pozytywnej energii, książka przypadnie do gustu każdemu czytelnikowi, bez względu na wiek. Jedynym mankamentem jest fakt, że pozycja tazalicza się do typowej parodii, a nie każdy musi przepadać za tym gatunkiem. Oprócz tego uważam, że rozdziały były zdecydowanie zbyt krótkie, jednak biorąc pod uwagę, że Ostatni Smokobójca został napisany dla młodszego odbiorcy, można autorowi wybaczyć tak specyficzny zabieg. W końcu to właśnie dzięki takim ludziom jak Jasper Fforde istnieje spora szansa, że wyrośnie nam nowe pokolenie miłośników książek.

Krystian "Anansi" Citowicki

Recenzja pierwotnie ukazała się na stronie: www.gildia.pl

Autor: Jasper Fforde
Tłumaczenie: Bartosz Czartoryski
Ilustrator: Robert Sienicki
Wydawnictwo: Sine Qua Non
Miejsce wydania: Kraków
Wydanie polskie: 2/2013
Tytuł oryginalny: The Last Dragonslayer
Rok wydania oryginału: 2010
Liczba stron: 320
ISBN-13: 978-83-63248-63-5
Wydanie: I
Cena z okładki: 34,90 zł

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz